niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział 3


Wiem, że długo zwlekałam, ale jakoś wyleciało mi z głowy. Ostatnio miałam wiele innych rzeczy do zrobienia, musicie mi wybaczyć :-)


Po wyjściu z mojego domu skierował swoje kroki do siebie. Szedł wolno, nigdzie się nie śpieszył.
 Bo i po co? Nikt na niego nie czekał. Nie chciał siedzieć tam sam i się zadręczać. Nie mógł też nic, nikomu powiedzieć; jeszcze nie teraz. Ja sama też nie za bardzo miałam ochotę na chwalenie się swojej przyjaciółce, z którą i tak byłam pokłócona. Zresztą, kto by mi uwierzył, że tak właśnie było?  Gdyby nie nasze wspólne zdjęcia, uznaliby mnie za wariatkę.
Zbiegłam na dół, kiedy minęło parę minut od tego, jak w uszach zabrzmiał mi dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Od razu chwyciłam w dłonie karteczkę, którą zostawił mi Louis i gdy tylko przeczytałam jej treść i zapisałam sobie numer, ścisnęłam ją w złości i rzuciłam do kosza. Z kieszeni wyciągnęłam swój telefon.
- "To nie Twoja wina, to ja jestem zbyt naiwna" wystukałam na klawiaturze i wysłałam, a telefon rzuciłam na blat kuchenny.
Wchodząc do domu Louis usłyszał dźwięk nadchodzącej wiadomości. Wyjął telefon i przeczytał SMS. Prychnął widząc jego tekst.  Nie mógł pojąć tego, dlaczego obwiniam sama siebie.
Jak mógł być taki głupi, by nie wiedzieć, że tak właśnie będzie? Przez chwilę obracał telefon w dłoni nie wiedząc co napisać. "Przepraszam" wydawało się takim banalnym słowem, ale na nic innego nie było go stać.  Nie miał pojęcia co mógłby jeszcze zrobić; co mógłby powiedzieć. "To tylko, i wyłącznie moja wina" wystukał. Wszedł do środka ściągając kurtkę. Nie chciał tego kończyć, zupełnie jak i ja.
Porozmawiałam z Rose. Złość na obu już przeszła. Ulżyło mi, gdy wstąpiłyśmy ponownie na pokojową ścieżkę. Niestety dziewczyna była dziś zajęta, a ja nie mogłam wysiedzieć sama w domu, więc nie zastanawiając się długo, przebrałam się w coś bardziej wyjściowego i wyszłam do barku, w którym wczorajszego wieczora poznałam Louisa.
Zajęłam dokładnie to samo miejsce przy barze i zamówiłam tego samego drinka.
Louis przez cały dzień nie wychodził z domu. Z nikim nie chciał gadać, nie odbierał też telefonów; chciał być sam. Wieczorem przyszli chłopcy, chcieli go gdzieś wyciągnąć; mówili mu, że nie może się tym zadręczać. Louis cieszył się, że ma tak wspaniałych przyjaciół; nie pytali go o nic, choć zapewne widzieli wiadomości. Po długich namowach uległ i zgodził się z nimi wyjść. Wziął szybki prysznic i włożył czyste ciuchy. Po kilku minutach dotarli na miejsce; do klubu w którym byłam też ja, ale początkowo nie zauważyliśmy swojej obecności.  Westchnął cicho i wszedł do środka w towarzystwie przyjaciół.
Od razu podszedł do baru zamawiając whisky. Przez chwilę rozglądał się po sali, jakby liczył, że jeszcze mnie  tu spotka. Spojrzał na swojego przyjaciela, Nialla, który przypatrywał się komuś zawzięcie. Louis zmarszczył brwi i podążył za jego wzrokiem. Zamrugał kilkakrotnie oczami nie dowierzając, że tego co widzi. A może to jakieś omamy?
 - Hej, czy to nie ta dziewczyna... - Zaczął Harry, ale nie dokończył, bo Zayn pchnął go łokciem w brzuch.  Jednak się nie przewidział, oni też widzieli.
 - Cokolwiek zrobiłeś, przeproś ją. - Usłyszał cichy głos Liama.  Louis chciał coś powiedzieć, ale ich już nie było. Dostrzegł ich oddalające się sylwetki. Zrób to, pomyślał sobie.
 Westchnął chicho i niepewnie podszedł w moim kierunku.
 - Cześć. - Przywitał się cicho i odchrząknął. - Mogę?
Gdy tylko usłyszałam doskonale znajomy mi głos, prawie podskoczyłam na krześle. Podniosłam wzrok na chłopaka i skinęłam głową.
- Jasne. - szepnęłam cicho i wbiłam wzrok w swoje dłonie, zaciśnięte na szklance z kolorowym drinkiem.
Usiadł na krześle obok obserwując mnie kątem oka.
 Miał ogromną ochotę mnie dotknąć, powiedzieć mi, jak bardzo mu przykro, że tak się to wszystko potoczyło. Ułożył dłonie na swoich kolanach zaciskając je w pięść.
 Wziął głęboki oddech. Przeniósł wzrok na blat obserwując moje delikatne ruchy.
 - Przepraszam. Żałuje, żałuje że... - Nie dokończył. Była tylko jedna rzecz jakiej żałował, ale nie potrafił tego powiedzieć.
 - Nie chciałem. - Dodał po chwili.
Zmarszczyłam nos w charakterystyczny dla siebie sposób i zerknęłam na chłopaka, jednak za chwilę mój wzrok powędrował w stronę stolika na końcu sali, przy którym siedzieli pozostali chłopcy z zespołu i obserwowali dalszy rozwój akcji.
Louis podążył za moim wzrokiem.  No tak, mógł się spodziewać, że chłopaki będą ich obserwować. Z powrotem przeniósł na mnie wzrok.
 - Nie zwracaj na nich uwagi.
 Sam miał zamiar postąpić dokładnie tak samo.
Wróciłam wzrokiem do chłopaka. Nie zastanawiając się zbyt wiele, sięgnęłam po jego dłoń i wsunęłam pomiędzy jego palce, swoje palce.
- Żałujesz czego? - przechyliłam głowę lekko na lewą stronę, wpatrując się w Louisa.
 Westchnął cicho i spojrzał na  moją dłoń, która teraz dotykała dłoni Louisa.
 - Żałuje tego, jak wtedy zareagowałem, żałuje niektórych słów, które ci powiedziałem, ale nie żałuje tego, że cię poznałem. - Powiedział patrząc w moje oczy .
Nie mogłam ukrywać, ze trochę ucieszyła mnie odpowiedź Lou, jednak nie okazałam tego nijak. Skinęłam głowę i cofnęłam rękę na swoje kolano.
- Więc co będzie dalej? - zapytałam, sięgając po szklaneczkę z drinkiem i upijając z niej niewielkiego łyka.
 Podparł głowę na łokciu pocierając czoło.
 - Musisz zadawać takie trudne pytania? - Zapytał zerkając na mnie kontem oka.
 Mimo, że zadałam mu to pytanie drugi raz tego dnia on dalej nie wiedział co ma zrobić.
 - Odpowiedz, ale szczerze. - Podkreślił. - Co chcesz, żebym zrobił?
Wzruszyłam lekko ramionami.
- Zrób tak, abyś był szczęśliwy i nie żałował.
Nie na taką odpowiedź liczył.
 Chciał, żebym mu pomogła wybrać dobrą decyzje, ale  moja  odpowiedź niewiele mu pomogła.
 Ścisnął moją dłoń i zamknął ją w swoich.
 - A co z twoim szczęściem? - Zapytał, nie mógł uwierzyć, że stawiam jego szczęście ponad własne. Chciał, żebym dała mu konkretną odpowiedź; taką, która uczyni mnie  szczęśliwą.
- Moje szczęście jest mało ważne. - zmrużyłam oczy i ponownie przeniosłam wzrok na Louisa.
Westchnął nie spuszczając ze mnie wzroku.
 Nie wiedział jak ma mi powiedzieć, że jego szczęście jest uzależnione ode mnie.
 - A jeśli powiem, że twoje szczęście, będzie moim szczęście? - Zapytał zastanawiając się jaką odpowiedź otrzyma. Cicho wypuścił powietrze z płuc.  Czuł na sobie spojrzenia przyjaciół; wcale mu to nie ułatwiało.
Nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu, który sam cisnął mi się na usta. Nachyliłam się w stronę chłopaka, co spotkało się z wyraźną aprobatą jego przyjaciół.
- W takim razie mówiłam Ci już, jak to sobie wyobrażam..
Na jego ustach zagościł szeroki uśmiech.Gwizdy i śmiechy chłopaków puścił mimo uszu; później się z nimi rozprawi. Pokiwał głową.
 Dobrze wiedział jak sobie to wszystko wyobrażałam, tylko, że w rzeczywistości pewnie nie wyglądałaby to tak idealnie.
 - Więc... Chcesz spróbować. - Szepnął cicho; bardziej stwierdził, niż zapytał.
 Dotknął lekko mojej dłoni.
- A Ty? Ty chcesz? - uniosłam pytająco jedną brew, wyczekując odpowiedzi chłopaka. Nie chciałam aby robił coś wbrew sobie, tylko po to, aby mnie uszczęśliwić.
Otworzył usta, ale zaraz je zamknął.  Owszem, chciał spróbować, ale się bał; nie chciał mnie  zranić.
 - Tak... Wiesz, emmm... Ja chyba... To znaczy... - Zaśmiał się cicho. Nigdy nie przychodziło mu z takim trudem wyjawianie uczuć. Odetchnął głęboko, zerkając na mnie.
 - Chce spróbować. - Powiedział wreszcie z delikatnym uśmiechem na twarzy.
Uśmiechnęłam się szeroko. Bez zastanowienia jeszcze bardziej pochyliłam się ku niemu i swoimi wargami lekko dotknęłam warg chłopaka.
Louis uważał, że te ich pocałunki, które tak naprawdę ani trochę nie przypominały pocałunków trwały zdecydowanie za krótko, ale mimo to, i tak czuł się wspaniale.
 Zwilżył wargi koniuszkiem języka i uśmiechnął się.
 Wyciągnął rękę po słomkę i nieprzypadkowo musnął swoją dłonią, moją dłoń. Lubił, to przyjemne ciepło, które rozchodziło się po całym jego ciele, kiedy to robił.
- Więc może przedstawisz mi swoich przyjaciół? - powędrowałam wzrokiem do stolika, przy którym siedzieli chłopcy.
Wyglądało to dosyć zabawnie, kiedy Louis zmarszczył brwi, spojrzał na stolik przy którym siedzieli chłopaki, a następnie przeniósł na mnie wzrok.
 - Chcesz ich poznać? - Spytał nie kryjąc zdziwienia i gestem dłoni wskazał na stolik swoich przyjaciół.
 Nie miał nic przeciwko temu; sam chciał mnie poznać w najbliższym czasie z przyjaciółmi, ale nie sądził, że to będzie już teraz. Wstał z krzesła i sięgnął do mojej dłoni delikatnym szarpnięciem zmuszając mnie do wstania.
 - Skoro chcesz. - Wziął mnie za rękę i ruszył ku stolikowi. Poszłam za Louisem, a gdy tylko znaleźliśmy się przy stoliku chłopców, oni wybuchli wesołym śmiechem. Uniosłam jedną brew, przyglądając im się w rozbawieniu.
Zerknął na mnie nie kryjąc rozbawienia.
 Wiedział, że tak będzie; chciał mnie na to jakoś przygotować. Jego przyjaciele po prostu nie mieli wyczucia, każdą sytuację brali na wesoło, albo wybuchali niepohamowanym śmiechem. Tak było i tym razem. Louis zmierzył wzrokiem po kolei każdego z nich.
 - Cześć. - Przywitali się równocześnie kiedy stanęliśmy przy stoliku.
 - Lou... - Zaczął Harry, ale znowu nie dokończył, bo Niall skutecznie go uciszył.
 - Chcę wam przedstawić Susane. - Zaczął uśmiechając się delikatnie. - Susane to są moi przyjaciele: Liam, Niall, Harry i Zayn. - Przedstawił wskazując na każdego po kolei.
- Cześć wam. - szeroko się uśmiechnęłam. Przysiedliśmy się do ich stolika, a chłopcy od razu zaczęli opowiadać zabawne historie z udziałem Louisa, jakby chcieli go przede mną trochę ośmieszyć, co oczywiście się im nie udawało.
To wcale nie tak, że historyjki opowiadane przez chłopaków mu się nie podobały, po prostu on sam chciał mi je opowiedzieć.
 I był zazdrosny. Tak, był zazdrosny, choć było to bezpodstawne uczucie.  Chciał pobyć sam  ze mną, a nie Louis, ja  plus chłopaki, którzy teraz zaczęli, opowiadać kolejną historię z jego życia.
 - Więc ty jesteś tą dziewczyną, przez którą Lou zamknął się w pokoju na cały dzień. - Wypali nagle Harry, patrząc na mnie z uśmiechem.
 Reakcja przy stoliku była następująca:
 Zayn schował twarz w dłoniach dusząc śmiech; Liam zakrztusił się wodą, którą akurat pił, a Niall klepał go po plecach zanosząc się śmiechem; Styles siedział zadowolony i wpatrywał się w dziewczynę; a Louis...?
 Louis wyglądał jakby miał zamiar udusić Harry'ego.
 - Zignoruj go. - Szepnął chicho Lou w moją stronę.
- Lou, może pójdziemy gdzieś sami? - szepnęłam, ale chłopcy na pewno to dosłyszeli, bo od razu zaczęli się śmiać i znacząco chrząkać.
Bardzo chętnie przystał na tę propozycję. Wołał wyjść teraz, niż czekać aż Stylesowi przyjdzie kolejny głupi pomysł do głowy. Chłopcy nie mogąc wydobyć z siebie żadnego słowa pomachali im tylko.
- Cześć. - Rzucił Lou; a z Haroldem policzy się później, w domu. Wyszedł na zewnątrz za mną i głośno wciągając powietrze do płuc oparł się o ścianę budynku. To było strasznie dziwne, pomyślał. Rozejrzał się po okolicy zatrzymując na mnie wzrok.
- Nigdy do końca nie bierz na serio tego co mówi Harry. - Poradził przyciągając mnie do siebie i obejmując w talii.
Zaśmiałam się tylko i oparłam czoło, o czoło chłopaka.
Lubił mieć mnie  blisko siebie; nie wiedzieć czemu czuł się lepiej gdy byłam obok. Uwielbiał  mój uśmiech, sposób w jaki na niego patrzyłam, zwracałam się do niego, a moje słodkie pocałunki sprawiały, że przenosił się do innego świata. Najbardziej niepokoiło go to jak na niego działała,; sprawiała,, że zapominał o wszystkim co otaczało go dokoła. Podobało mu się to. Dotknął swoimi ustami, moich ust pogłębiając pocałunek. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie; tak blisko, że nie było między nami żadnej przerwy, a Louis mógł poczuć przyśpieszone bicie mojego serce. Jego serce zresztą zachowywało się podobnie; tłukło się w piersi, jakby zaraz miało z niej wyskoczyć. Przegryzł delikatnie moja dolną wargę i rozchylając mi usta językiem całkowicie zatracił się w tej chwili, tak samo jak i ja. Czułam się tak wspaniale. Brakłoby mi przymiotników w słowniku, aby opisać, jak dobrze było mi w tej chwili. Nie obchodziło nas nic; mielismy gdzieś, że znowu ktoś może zrobić nam zdjęcie i jutro ujrzą je na pierwszej stronie gazety. Dla mnei liczył się tylko on, a dla niego tylko ja. Żadnymi słowami, w żadnym języku na ziemi nie potrafił opisać jak się teraz czuje. Nie był zwyczajnie szczęśliwy, czuł się, jakby dostał skrzydeł i wznosił się ponad tą szarą codzienność.
- Uh. - szepnęłam cicho, kiedy już się do siebie oderwaliśmy.
 Uśmiechnął się szeroko, kiedy usłyszał mój komentarz do sytuacji, jaka przed chwilą miała miejsce. On również nie potrafił opisać tego słowami. Jedyne co przychodziło mu teraz do głowy było banalne: wow.
- Odprowadzić cię? - Spytał zachrypniętym głosem.
- Będzie mi miło. - skinęłam głową. Chwyciłam dłoń Louisa i razem ruszyliśmy w stronę mojego domu. Nie chciałam się z nim jeszcze rozstawać, a on nie chciał rozstawać się ze mną, ale było już późno,a  to był naprawdę długi dzień. - A wejdziesz chociaż na trochę?
Zaśmiał się obejmując mnie  ramieniem w talii i kierując się do dobrze znanego miejsca.
- Zobaczymy, skarbie. - Nie chciał mnie zostawiać samej, zwłaszcza teraz, ale nie mógł  też ze mną zostać. - Poza tym, co pomyśleliby sąsiedzi? - Zapytał rozbawiony unosząc brwi ku gorzę. Pomimo, że początek tego dnia nie należał do udanych, teraz na pewno taki był.
- Sąsiedzi nie mają nic do tego. - szeroko się uśmiechnęłam, spoglądając na Louisa. (...)
 Czuł się trochę zawiedziony, kiedy droga okazała się tak, krótka jak poprzednim razem.
 Stanął przede mną i z uśmiechem na ustach odgarnął mi z twarzy zbłąkany kosmyk włosów za ucho.
 - To... Dobranoc? - Zaśmiał się, kiedy zdał sobie sprawę, że pożegnał się ze mną w formie pytającej.
Potrząsnęłam głową i nic nie mówiąc, spojrzałam na swój dom, a potem znów w oczy Louisa. Parsknął śmiechem.
 - Chcesz, żebym wszedł. - Znowu bardziej stwierdził, niż zapytał; wyczytał to z moich oczu. Podobnie jak ja, chciał spędzić ze mną każdą wolną chwilę.
- Tak, właśnie o to mi chodzi. - uśmiechnęłam się słodko, nie odrywając wzroku od zielonych tęczówek chłopaka.
Spojrzał na zegarek, który nosił na swoim lewym nadgarstku, kątem oka spoglądając na mnie.
 Właściwie, jakby nie patrzeć wcale nie było jeszcze tak późno, jak mu się wydawało.
 - Ale tylko na chwilę. - Zaznaczył splatając nasze  dłonie. Szeroko się uśmiechnęłam i pociągnęłam chłopaka w stronę swojego domu. Od razu pozbyłam się butów i kurtki, którą odwiesiłam na wieszaku w przedpokoju.
Powtarzał sobie, że będzie tam tylko chwilkę, choć był pewien, że nie będzie do końca tak jak sobie zaplanował. Ściągnął buty, a kurtkę powiesił na wieszak wpatrując się we mnie wyczekująco. Bez słowa ponownie pociągnęłam go za dłoń na górę, do swojego pokoju. Po środku niego stało duże łóżko, z masa poduszek i pluszakiem, na ścianach wisiało mnóstwo zdjęć, a w rogu pokoju stała spora szafa, a obok niej biurko i toaletka.
Aranżacja wnętrza sprawiała, że pokój wydawał się przytulny.
 Z uśmiechem przyjrzał się niektórym zdjęciom wiszącym na ścianach, a kiedy usiadła mną łóżku biorąc do ręki laptopa, zrobił to samo; usiadł na łóżku blisko mnie, a swoją brodę podparł na moim ramieniu. Obiecałam Louisowi, że pokażę mu swoje zdjęcia, dlatego szybko włączyłam folder z moimi fotografiami i postawiłam chłopakowi laptopa na kolanach.
Zdjęcia, które oglądał naprawdę bardzo mu się podobały, choć nie znał się na tym w ogóle.
 Przeglądanie zdjęć tak go pochłonęło, że nawet nie zauważył kiedy weszłam do pokoju; zdał sobie z tego sprawę dopiero kiedy usiadłam na powrót obok niego. Zerknął na mnie przez ramie rozciągając usta w delikatnym uśmiechu.
 - Ładne. - Powiedział mając na myśli jej fotografie. Uśmiechnęłam się lekko i położyłam się obok Lou, wtulając się w swojego pluszaka.
Zamknął laptop i odłożył go na stolik stojący przy łóżku. Odwrócił się w moją stronę z czułym uśmiechem na ustach. Wyglądałam słodko, kiedy przytulałam się do tego misia - jak mała dziewczynka. Jedną ręką sięgnął po moją dłoń splatając nasze palce ze sobą; chciał stale czuć mnie przy sobie, a palcami drugiej dłoni przejechał po moim zaróżowionym policzku.
- Jesteś zmęczona. - Stwierdził cicho.
- Może tylko troszkę.. - szepnęłam i jakby na potwierdzenie swych słów, ziewnęłam usta zakrywając dłonią.
Zaśmiał się cicho odgarniając mi włosy z twarzy i składając na moim czole delikatny pocałunek.
- Idź spać, Suse. - Szepnął mi cicho do ucha i ścisnął mocniej moją dłoń. Nie mógł uwierzyć, że mimo to, że jestem tak bardzo zmęczona nie chce położyć się do łóżka. I to na dodatek z jego powodu. - Zobaczymy się jutro. - Dodał dostrzegając moją skrzywioną minę. Nie chciałam się z nim rozstawać, bo ciągle było mi go mało.
- No dobrze, to zejdę z Tobą na dół.. - podniosłam się do pozycji siedzącej, co spotkało się z wyraźną dezaprobatą Louisa.
Wywrócił teatralnie oczami.
- Trafię na dół. Połóż się do łóżka. - Poradził z uśmiechem wstając z łóżka. Przekalkulował w głowie swój jutrzejszy plan dnia; z tego co pamiętał do wieczora nie miał żadnych planów.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, zadzwonię rano. - Zadeklarował muskając swoimi ustami, moje wargi.
- Dobrze, będę czekać. - szepnęłam, układając się w łóżku. Byłam tak zmęczona, że nawet nie zaprzątałam sobie głowy przebieraniem się w piżamę. - Dobranoc. - przyłożyłam głowę do poduszki i niedługo potem słodko spałam.
- Kolorowych snów. - Szepnął cicho zamykając drzwi mojego pokoju. Cicho zszedł na dół; włożył buty, kurtkę i wyszedł. Po kilku minutach dotarł do swojego domu. Całe szczęście chłopcy już smacznie spali w swoich pokojach. Nie chciał się przed nimi tłumaczyć, choć właściwie nie miał z czego - nic złego nie robili. Wziął ciepły prysznic i położył się do wygodnego łóżka; gdy tylko głowa Louisa dotknęła poduszki chłopak praktycznie natychmiast przeniósł się do krainy Morfeusza.




poniedziałek, 15 października 2012

Rozdział 2

Tak odnośnie poprzedniego rozdziału - wiem, że wszystko się dzieje szybko, ale tak ma właśnie być, więc easy :-)
A teraz łapcie kolejny. Enjoy!


Gdy Louis wstał rano miał dylemat. Nie wiedział, co powinien zrobić; miał do niej tak po prostu pójść? Co jeśli ona uważała to tylko za żart? No nic, nie będzie się nad tym zastanawiał bo oszaleje. Włożył na siebie spodnie, koszulkę i zszedł do do niewielkiego salonu włączając po drodze telewizor. Spojrzał na wyświetlacz swojej komórki, którą zostawił na stole w kuchni.  Zegar wskazywał kilka minut po godzinie dziesiątej; skoro chcieli zwiedzić dziś większą część Londynu Louis powinien się już zbierać.
Nastawił wodę w niewielkim elektronicznym czajniczku.
 Uderzając rytmicznie palcami o blat kuchennego stołu ze zniecierpliwieniem czekał, aż woda się zagotuje i wreszcie będzie mógł napić się swojej ulubionej herbaty.
 Z salonu usłyszał czołówkę jednego z portali plotkarskich; nie przejął się tym zbytnio, że prezenterka wymówiła jego nazwisko. Przywykł, że ludzie o nim mówili.
 Nalał do szklanki trochę soku pomarańczowego i poszedł przed telewizor.  Kiedy zobaczył nagłówek: "Louis Tomlinson i tajemnicza dziewczyna" wypluł całą zawartość płynu jaką miał w ustach. Jak to się stało? Przecież nie widział wczoraj nikogo, kogo mógłby "podejrzewać".  Musiał to wyjaśnić Susane.  Włożył buty, podniósł swoją kurtkę z podłogi i wychodząc z domu włożył ją na siebie. Skierował się w stronę domu dziewczyny. Louis był wściekły; żałował tylko, że nie posłuchał tych bredni do końca. Ktoś za to odpowie.
Usiadłam na sofie i włączyłam telewizor, załapując się na końcówkę programu plotkarskiego. Niemal zakrztusiłam się płatkami, kiedy zobaczyłam na sporym ekranie zdjęcie moje i Louisa. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Miałam nadzieję, że to tylko sen, bo doskonale wiedziałam, że to może zaszkodzić wczoraj poznanemu chłopakowi.
 Paparazzi naprawdę nie zdają sobie sprawy, że takimi plotkami mogą zrujnować komuś życie. Louis modlił się tylko, żeby nie pomylić domu. Wchodząc na znajomą ulicę odwrócił się za siebie sprawdzając czy ktoś za nim nie idzie. Z oddali dostrzegł dom przed którym pożegnał się wczoraj z Susane. Odetchnął głęboko, popychając furtkę i wchodząc do ogrodu. Stanął przed drzwiami zamykając oczy.  Zacisnął usta w wąską linię i nacisnął dzwonek.
Zdziwiłam się, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zerknęłam na biały zegarek, znajdujący się na moim nadgarstku. Dochodziła ledwie godzina jedenasta, nie miałam pojęcia, kto mógł mnie odwiedzić o tak wczesnej porze. Myślałam, że to Rose, przyszła w celu zawarcia ugody.
Poderwałam się z sofy, na której siedziałam, zajadając się ulubionymi płatkami kukurydzianymi i potruchtałam w stronę korytarza. Otworzyłam drzwi, a przed nimi napotkałam Louisa z niezbyt zadowoloną miną.
Odsunęłam się na bok, pozwalając mu w ten sposób wejść.
- Cześć. - Przywitał się wchodząc do środka. Posłałam mu tylko lekki uśmiech i skierowałam się do salonu, gdzie ponownie usiadłam na sofie. Karton z płatkami postawiłam na stoliku.
Chwilę potem chłopak usiadł na sofie obok mnie. Zagryzł wargę nie spuszczając ze mnie wzroku. Widać było, że nie wiedział od czego ma zacząć.
 - Jak mniemam już widziałaś. - Bardziej stwierdził niż zapytał. Pokiwałam głową z nieodgadnioną miną i wbiłam wzrok w chłopaka siedzącego obok mnie.
Wzruszył ramionami. Co on na to? Co miał powiedzieć? Prawda jest taka, że nie ma słów jakimi można by opisać jego głupotę.
- I co z tym zrobimy? - szepnęłam cicho.
 - To zależy od ciebie. - Powiedział przecierając dłonią czoło. On mógł potwierdzić, zdementować bądź w ogóle nie wypowiadać się na ten temat. Wybór należał do mnie.
Westchnął chowając twarz w dłoniach. On sam do końca nie wiedział co ma zrobić.  Chyba przerastała go ta sytuacja. Nie chciał nikogo ranić.  Prychnął.  Był zły na siebie, dlatego, że był nieodpowiedzialny i nierozważny.
Zagryzłam lekko wargę, a łzy same cisnęły mi się do oczu. Sprawiłam mu kłopot, będzie musiał natrudzić się by to wszystko jakoś odkręcić. - Proszę, uśmiechnij się..
 Podniósł wzrok spoglądając w mi oczy. Wyglądałam jakbym miała się zaraz rozpłakać i właściwie tak właśnie było.Louis chciał tego uniknąć.
 - Daj mi powód do uśmiechu. - Wygiął usta w grymasie, mając nadzieję, że choć trochę przypomina uśmiech.
Nie wiedząc jak mam poprawić mu chociaż troszkę humor, po prostu uśmiechnęłam się czule.
- Jaki?
Lubił jej uśmiech, był taki szczery. Sięgnęłam po dłoń chłopaka, a on automatycznie splótł nasze palce.
 Czuł się lepiej, gdy miał ją przy sobie.
 - Jesteś bystrą dziewczynką. Na pewno coś wymyślisz. - Popatrzył na mnie wygodniej rozsiadając się na sofie.
 Susane samą swoją obecnością poprawiała mu humor. Nie zastanawiając się długo, oparłam głowę na jego ramieniu, a on objął mnie w pasie i przytulił do siebie.
Oparł policzek o moją głowę, delektując się przyjemnym zapachem  moich perfum. Było mi tak dziwnie przyjemnie, nawet nie potrafiłam określić, jak dobrze czułam się w jego ramionach i wydawało mi się, że i on czuł się dobrze w tej sytuacji. Może to za szybko, ale przecież to jeszcze nic nie znaczyło..
- Pewnie już więcej nie będziesz chciał się ze mną widzieć, a z wycieczki nici.. - szepnęłam, jakby sama do siebie ale byłam pewna, że chłopak to usłyszał.
Na początku nie dowierzał w to co usłyszał. Otworzył oczy chcąc się upewnić czy mówi poważnie.
 - O czym ty mówisz? - Zapytał marszcząc czoło.
 Może faktycznie w tym przypadku wycieczka po Londynie okazywała się fatalnym pomysłem, ale mogli robić mnóstwo innych rzeczy.
 - To nie tak. - Pokręcił głową nie bardzo wiedząc jak ubrać w słowa swoje myśli; nie chciał urazić Susane. - Będzie lepiej jeśli zostaniemy dzisiaj w domu.
Odetchnęłam cicho z ulgą,a  na moje usta od razu wypłynął uśmiech.
- Więc co robimy? Obejrzymy coś? Może jesteś głodny?
Uniosłam obie brwi, pytająco spoglądając na chłopaka. Pokręcił głową ze śmiechem. Mimo, że nie zjadł śniadania nie był głodny.
 - Może po prostu poleżymy? - Zasugerował patrząc na mnie.
 Nie czekając na moją odpowiedź , przytulił mnie do siebie jedną rękę, a drugą założył za głowę rozsiadając się wygodnie. Mogłabym tak leżeć cały dzień. Nieśmiało wplotłam swoje palce w pomiędzy palce Louisa. Sięgnęłam po pilota i włączyłam telewizor, gdzie leciały wiadomości w jakimś programie plotkarskim.
 Skrzywił się widząc w telewizji kolejne wiadomości.
 - Przełącz. - Poprosił cicho, przejeżdżając nosem po moim policzku .Bez sprzeciwu przełączyłam na kolejny kanał i od razu skrzywiłam się widząc, że to kolejna denna komedia romantyczna. Szybko poleciałam dalej.
Zaśmiał się cicho widząc moją minę.Wyjął ostrożnie z mojej dłoni pilot i przełączył z powrotem na poprzedni kanał.
 - Nie lubisz komedii romantycznych? - Zapytał z uśmiechem przenosząc wzrok na ekran telewizora. Louis często je oglądał wraz z siostrami; był pewien, że wszystkie kobiety lubią takie filmy.Pokręciłam przecząco głową.
- Nie, są nudne i przereklamowane. Zbyt słodkie.
Zmarszczył nos intensywnie nad czymś myśląc.
Fabuła odbywała się według takiego samego schematu: ich bohaterowie natrafiali na swojej drodze wiele przeciwności losu, by i tak, w końcu zmierzyć do upragnionego happy end'u. Odgarnął z mojej twarzy zbłąkany kosmyk włosów i założył za ucho.
 - W prawdziwym życiu też zdarzają się szczęśliwe zakończenia. - Uśmiechnął się spoglądając w moje oczy. Kiwnęłam głową. Nachyliłam się w jego stronę, a nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
Kiedy przybliżyłam swoją twarz do twarzy Louisa, ten przez chwilę myślał, że  go pocałuje. Widząc, że jednak nie mam zamiaru tego robić i odsunęłam się od niego, chyba poczuł się trochę...rozczarowany; tak był rozczarowany.
 - Masz ochotę się czegoś napić?
 Westchnął kiwając głową.
 - Chętnie.
Słysząc jego odpowiedź, podniosłam się z sofy, nie puszczając przy tym jego ręki i pociągnęłam go za sobą do kuchni. Stanęłam przodem do chłopaka i przysunęłam się o krok bliżej.
 Uśmiechnął się kiedy zauważył, że  przysuwam się do niego bliżej.
 On też zrobił krok w moją stronę. Uśmiechnął się szeroko.
 Miał ochotę wypróbować jedną rzecz, ale chyba nie do końca o to chodziło.
- Więc czego się napijesz?
 - Eee, sok. - Odpowiedział po chwili zastanowienia. Niepewnie podeszłam do chłopaka bliżej, tak, że czułam, jak jego ciepły oddech owiewa moją twarz. Uniosłam głowę i bardzo delikatnie dotknęłam jego ust swoimi, lecz szybko się odsunęłam. Nie byłam pewna, czy to dobre posunięcie. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam z niej dwie szklanki.Refleks zdecydowanie nie jest najmocniejszą stroną Louisa. Kiedy zorientował się co dzieje się wokół niego i co właśnie zrobiłam, już było po wszystkim.
Podałam chłopakowi szklankę z sokiem, a sama upiłam ze swojej kilka łyków.
 Po chwili odstawił ją na blat podchodząc do w moim kierunku.
 Wyjął z mojej dłoni szklankę odstawiając ją obok swojej.
 Położył mi dłonie na  biodrach i przyciągnął mnie do siebie.
 Delikatnie dotknął swoimi ustami moich warg ; odsunął się o kilka milimetrów czekając na moją reakcje. Chciałam tego, dlatego nie zaprotestowałam, ani nie odsunęłam się. Odwzajemniłam pocałunek Louisa, a moje dłonie powędrowały na jego ramiona.
Jego usta wygięły się w delikatnym uśmiechu.Swoją jedną dłoń przesunął z mojej talii na plecy przyciągając mnie do siebie bliżej, a drugą dłoń wplótł w moje długie włosy, pogłębiając pocałunek. Dopiero po chwili odsunęłam się od chłopaka i przyjrzałam mu się badawczo.
Chłopak nabrał dużo powietrza do ust, a potem wypuścił je z cichym świstem.
- Chyba powinienem powiedzieć przepraszam... ale ja wcale nie żałuję.
Spojrzał na mnie niepewnie, zagryzając swoją malinową wargę. To była moja wina. Pokręciłam głową i oparłam się pośladkami o blat kuchenny.
- Nie, to ja przepraszam. Nie powinnam. - sięgnęłam po szklankę i upiłam z niej łyk soku.
Nadal czułam słodki smak warg Louisa na swoich ustach. Mimowolnie uśmiechałam sie, mysląc o tej sytuacji.
- Załóżmy, że to niczyja wina. Chyba oboje tego chcieliśmy.
Uśmiechnęłam się słysząc jego słowa. Ponownie odstawiłam szklankę na blat i chwilę później znów stałam obok niego. Potrzebowałam jego bliskości.
Przyłożyłam swój policzek, do policzka Louisa, a jego szyję oplotłam ramionami.
- Musisz to robić? - Zapytał poważnym tonem gdy dotknęłam swoim policzkiem, policzek Louisa.
Na dźwięk jego słów, odsunęłam się o kilka kroków do tyłu i cicho westchnęłam.
- Ale co ja robię?
 Zacisnął usta w wąska linię lustrując mnie  wzrokiem od góry do dołu.
 - To. - Wskazał na mnie gestem ręki. - Przestań robić to wszystko.
 Teraz on podszedł do mnie  wolnym krokiem.
 Ucieszył się, gdy nie odsunęłam się, ale nie dał tego po sobie poznać.
 - Przestań tak na mnie działać. - Szepnął mi do ucha. Nie mogłam ukryć swojego zadowolenia. Uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam w oczy Louisa.
Uśmiechnął się widząc, że na jej twarzy ponownie zagościł uśmiech. Nie potrafił opisać słowami co czuje. Pobudzałam wszystkie jego zmysły. Jeszcze przy nikim innym tak się nie czuł.
 Chciał przebywać ze mną; być blisko mnie, chciał sprawiać, żeby zawsze na mojej twarzy gościł uśmiech. Chciał się mną opiekować. Przejechał opuszkami palca po jej policzku.
 - O czym myślisz? - Zapytał cicho, widząc moją rozmarzoną minę.
- O nas.. - szepnęłam.
Jego uśmiech poszerzył się gdy usłyszał słowo "nas".
 Sięgnął po moją rękę unosząc ją mniej więcej na wysokość swojego wzroku.
 Ostrożnie i jak najdelikatniej potrafił rozprostował palce mojej dłoni, wsuwając wolno między nie swoją dłoń. Całą swoją uwagę skupił na tej czynności; nie odwracał wzroku od mojej ręki, jakby to była najbardziej pasjonująca rzecz na ziemi.
 - Tak? I co wymyśliłaś?
- Wyobrażałam sobie nas.. - przerwałam, by spojrzeć na jego twarz i zagryzłam wargę. - Razem. - dodałam po chwili, nieśmiało na niego zerkając.
Zamknął oczy i odetchnął głęboko.
 - Jak sobie to wyobrażasz? - Zapytał.
 Nie zrobił tego w złym sensie, bo prostu chciał wiedzieć jak wyobraża sobie ich ewentualne wspólne życie.
 Przecież ta krucha istotka potrzebowała, kogoś kto zawsze będzie przy niej, kto się nie zajmie, przy kim będzie się czuć bezpiecznie, a Louis nie mógł jej tego obiecać.
 Otworzył oczy wpatrując się w moje tęczówki.
- Nie powinnam, przepraszam.
Louis zaśmiał się, ale w tym śmiechu nie było słychać krzty wesołości.
 Pokręcił głową.
 - Nie rozumiesz. Nikt mnie nie rozumie. Nikt nie przeżywa tego co ja teraz! - Przy ostatnim zdaniu prawie krzyknął.
 Zamknął oczy ponownie kręcąc głową. Nie dowierzał jak to jedno słowo potrafiło wyprowadzić go z równowagi.  Nie chciał tego kończyć; nie chciał tego TAK kończyć. Zacisnął dłonie w pięść, a usta zacisnął w wąską linię.
 Nie miał odwagi spojrzeć teraz na Susane.
- Masz racje, nie rozumiem Cie Louis. - westchnęłam i wyszłam z kuchni, szybko kierując się na piętro, do swojego pokoju.
Otworzył oczy, ale mnie już nie było w kuchni.
 Zranił ją. Nawet nie musiał nic robić, żeby to tego doszło, wystarczyło, że był.
 Wyciągnął z kieszeni kurtki swój mały notatnik i wyrwał jedną kartkę. Na blacie dostrzegł długopis.  Wziął go do ręki i spojrzał na schody, po których wbiegłam.
 "Poznałaś właśnie mój kolejny talent: potrafię spieprzyć wszystko na czym mi zależy", napisał.
 Westchnął. Zastanawiał się czy nie zapisać też swojego numeru telefonu. Po chwili zastanowienia dopisał na dole kartki szereg cyfr. Nie liczył, że zadzwoni.
 Chciał wiedzieć, że zrobił wszystko co mógł. Wyszedł z domu zatrzaskując drzwi. Od razu przywitało go chłodne, zimowe powietrze.




sobota, 6 października 2012

Rozdział 1


Jak na Angielską pogodę, dzisiejszy wieczór był dość ciepły, mimo wszystko ponury. Na zewnątrz panowała już szarówka, a ja nie miałam co robić. Byłam zła, ale jednocześnie było mi przykro. Pokłóciłam się ze swoją najlepszą przyjaciółką; wiedziałam, że na następny dzień się pogodzimy, zawsze tak było, jednak nie potrafiłam się nie smucić.
Siedziałam w barze, do którego dopiero zaczęli zbierać się ludzie, a już niedługo wypełni go spory tłum ludzi. Podpierając się jedną ręką o blat przy barze, opuszkami palców u drugiej ręki wodziłam po gładkiej powierzchni szklaneczki z whiskey. Wiedziałam, że nie powinnam, że nie mogę, ale zawsze uciekałam od problemów - nie koniecznie w taki sposób.
Co chwila słychać było skrzypienie drzwi wejściowych. Tak jak myślałam, w barze zbierało się coraz więcej osób. Chociaż wcale mnie to nie interesowało, coś dziwnego, coś, czego nie potrafiłam wytłumaczyć, kazało mi spojrzeć w bok i właśnie wtedy go ujrzałam. Spoglądał na mnie z zadowoloną miną. Nie powinnam się tak w niego wpatrywać, ale miałam wrażenie, że gdzieś go widziałam - tak bardzo kogoś mi przypominał, że moja ciekawość była silniejsza. Siedział dwa krzesełka dalej, ale mimo to, doskonale dostrzegałam głębię koloru jego niebiesko - zielonych tęczówek. Dopiero kiedy się uśmiechnął, olśniło mnie.  Momentalnie na moich pyzatych policzkach pojawiły się płonące rumieńce. Szybko odwróciłam głowę, karcąc się w myślach, jak mogłam być taka głupia i go nie rozpoznać. Pomimo hałasu panującego w pomieszczeniu, do moich uszu dobiegł wesoły śmiech, który jak przypuszczałam należał właśnie do niego. Zupełnie, jakby bawiło go to, że całkowicie mnie onieśmielił. Miałam chęć zapaść się pod ziemię, zniknąć, teleportować się w inne miejsce.
Chciałam sprawdzić, czy jeszcze tam siedzi, czy patrzy na mnie i wyczekuje, kiedy znów zacznę na niego spoglądać, kiedy znów swoim zabójczym spojrzeniem wbije mnie w siedzenie. Zanim zdążyłam się zebrać, usłyszałam za sobą głos, należący do chłopaka, właśnie do niego.
- Cześć. - przywitał się z uśmiechem. Nabrałam dużo powietrza do ust i odwróciłam głowę w jego stronę. Za wszelką cenę starałam się nie okazywać tego, że doskonale wiem kim jest i szaleję za nim, tak jak wszystkie inne fanki. Teraz, właściwie chciało mi się śmiać. Zaciskałam usta w wąską linię, aby nie wybuchnąć śmiechem chłopakowi prosto w twarz. - Jestem Louis. - przedstawił się, pochylając się nieznacznie w moją stronę.
- Ja jestem Susane, ale wolę Suse. - uśmiechnęłam się i upiłam drobny łyczek ze swojej szklanki.
- Miło mi cię poznać, Suse. -  Nie wytrzymałam i zaśmiałam się melodyjnie, z czego chłopak był wyraźnie zadowolony i za chwilę śmialiśmy się oboje, zupełnie nie zważając uwagi na to, że przez swoje zachowanie kilkoro ludzi w barze zainteresowało się nami i pewnie zastanawiało się, czego dosypaliśmy sobie do alkoholu.
- Wiedziałem, że uda mi się cię rozbawić. - Dodał, kiedy oboje już się uspokoiliśmy. Byłam trochę wcięta, piłam dopiero drugiego drinka, ale nigdy nie miałam mocnej głowy do spożywania alkoholu. Wiedziałam, że pewnie się przed nim zbłaźnię, ale teraz nie myślałam o tym. Przede mną siedział Louis, Louis Tomlinson z One Direction. Ten sam Louis, który nawiedzał mnie niekiedy w moich snach i widniał na tapecie w moim telefonie, którego teraz musiałam strzec jak oczka w głowie, by tylko tego nie zobaczył.
- Możesz być dumny, bo naprawdę nie wszystkim się to udaje. - wygięłam wargi w wesołym uśmiechu.
Nawet alkohol nie był w stanie rozluźnić mnie w jego towarzystwie, byłam trochę spięta i zawstydzona.
- To tylko jedna z moich zalet. - Przyznał, poruszając przy tym brwiami.
- Tak? A zdradzisz mi całą resztę? - przechyliłam głowę lekko na bok, nie przestając się przy tym uśmiechać. Może jednak uda mi się trochę rozluźnić?
Louis uniósł do góry brew, uważnie mierząc mnie spojrzeniem. Uśmiechnął się szeroko.
- Jesteś pewna, że chcesz poznać je wszystkie? - Zapytał wstając z krzesła nie przestając się uśmiechać. Pokiwałam tylko głową, w odpowiedzi na jego pytanie, nie odrywając przy tym wzroku ani na moment od jego zielono - niebieskich tęczówek.
Chłopak pochylił się nade mną dosięgając mojej ręki.
 - Nie chciałbym się chwalić... - Zaczął.  -... Ale jestem świetnym tancerzem. - Powiedział  zmuszając mnie  do wstania z krzesła i przyciągając bliżej  siebie. Nie wiedziałam czemu, ale moje serce przyśpieszyło swojego biegu, zaczęło bić jak oszalałe - nie dlatego, że w ramionach trzymał mnie mój idol, to było zupełnie coś innego niż fascynacja jakąś gwiazdką.
Uśmiechnęłam się kiedy chłopak spojrzał w moje oczy; jego same miały w sobie coś magicznego, co sprawiało, że mogłabym patrzeć w nie godzinami. Jego świdrujące oczy trochę mnie speszyły, dlatego powędrowałam wzrokiem na bok, gdzie napotkałam wpatrujące się w nas z zazdrością dziewczyny, które na pewno rozpoznawały Louisa. Chłopak również zerknął w ich kierunku. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego nie podeszły, nie poprosiły o autograf i nie porozmawiały z chłopakiem, tylko wpatrywały się w nas wzrokiem zabójcy.
Louisa widocznie to zirytowało, ale wcale nie miał zamiaru się tym przejmować.  Z powrotem przeniósł wzrok na mnie i lekko się uśmiechnął.
 Poprowadził mnie w stronę środka sali, a następnie ponownie przyciągnął  do siebie, kładąc dłonie na mojej talii.
Ułożyłam dłonie na jego ramionach i po raz kolejny tego wieczoru, spojrzałam w jego zielono - niebieskie tęczówki. Do moich nozdrzy doszedł delikatny, przyjemny zapach perfum Louisa. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Kołysaliśmy się takty wolnej muzyki, nie zwracając uwagi na to, co dzieje się dookoła nas.
- Przepraszam cię za nie. Są zazdrosne. - rzucił Louis, wywracając teatralnie oczami.
- Nie ma sprawy, przecież to nie twoja wina. - posłałam mu lekki uśmiech i zerknęłam na zazdrosne fanki, który śledziły wzrokiem każdy ruch Louisa, aby sprawdzić, czy nie posunie się za daleko. - Może idź do nich, ja się nie obrażę. - zerknęłam na niego, zagryzając wargę. Powiedziałam tak tylko z grzeczności, nie chciałam, aby mnie zostawiał.
- One nie są tobą. - Powiedział z uśmiechem, w tej samej chwili w której muzyka dobiegła końca. Trochę zasmucił mnie fakt, że musiałam skończyć swój taniec z Louisem i z tego co zauważyłam chłopak też nie do końca był z tego zadowolony.
Wróciłam do baru, a Louis wolnym krokiem powędrował za mną i zajął miejsce tuż obok mnie. Sięgnął po swoje piwo, a ja dokończyłam swojego drinka.
Upił kilka łyków i odstawił go na swoje poprzednie miejsce.
 - I co, jestem świetnym tancerzem, czy nie? - Zapytał wlepiając swoje zielono - niebieskie tęczówki we mnie.
Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Zsunęłam się z krzesełka i chwyciłam go za rękę, pociągnęłam go za sobą w stronę wyjścia z baru, a kiedy już znaleźliśmy się na zewnątrz, przystanęłam przed chłopakiem i uśmiechnęłam się.
- Musze przyznać, że radzisz sobie. - mrugnęłam do niego. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie, mając nadzieje, ze Louis zaraz do mnie dołączy.
- Hej, Susane! - Zawołał doganiając mnie i stając przede mną. - Co się stało? Co takiego zrobiłem?
Zaśmiałam się cicho, słysząc jego słowa. Nie chciałam go przestraszyć. Wzruszyłam ramionami, nie odrywając wzroku od towarzysza. - Nic, po prostu nie miałam ochoty tam siedzieć i być obserwowaną przez te dziewczyny.
Słysząc moją odpowiedź odetchnął z ulgą, a następnie wybuchnął śmiechem.
- Rozumiem, chciałaś mnie mieć tylko dla siebie. - Powiedział poruszając brwiami.
Parsknęłam i po chwili zastanowienia, chwyciłam dłoń Louisa. Chłopak spojrzał na nasze splecione dłonie i uśmiechnął się pod nosem.
 Tak było lepiej; z dala od wszystkich nie musieliśmy czuć się skrępowani. Szliśmy przez jakiś czas w kompletnej ciszy, ale chyba żadne z nas nie miało zamiaru tego przerywać. Krępowało mnie to, ale byłam zbyt nieśmiała, aby odezwać się pierwsza.
Uśmiechnął się nie spuszczając wzroku ze mnie.
 - Mówił ci już ktoś, że wyglądasz słodko, gdy się rumienisz? - Zapytał, gdy dostrzegł obfity rumieniec wypływający na moje policzki. Słowa Louisa jeszcze bardziej mnie onieśmieliły, dlatego posłałam mu tylko lekki uśmiech i szybko przeniosłam wzrok gdzieś przed siebie.
- Gdzie się wybieramy? - zerknęłam na niego kątem oka.
- Raczej wszystkie atrakcje są już zamknięte. - Spojrzał na zegarek, który wskazywał kilka minut po godzinie dwunastej. - Proponuje spacer. Może odprowadzę Cię do domu?
Chętnie przystałam na jego propozycję. Dzięki niemu, udało mi się na chwilę zapomnieć o kłótni z przyjaciółką, a uśmiech wrócił na moje usta. Czułam się przy nim dobrze i bezpiecznie. Czy można polubić kogoś tak szybko i tak bardzo?
- Louis? - zerknęłam na niego, unosząc brew. - A co jeśli jutro w gazetach przeczytasz artykuł o sobie i dowiesz się z niego, że masz nową dziewczynę? - zachichotałam pod nosem. Mnie to bawiło, ale mina którą przybrał chłopak zaraz po moim pytaniu świadczyła, że jemu wcale nie było do śmiechu.
- To nie jest zabawne. Raczej martwię się o ciebie. - Przyznał. - Gdy naprawdę się zdarzy, tak jak mówisz, nie będziesz miała życia.
Wzruszyłam lekko ramionami.
- Mogłeś pomyśleć o tym wcześniej. - posłałam mu delikatny uśmiech. Westchnął cicho.
- Widzisz? Mogę mieć przez ciebie mnóstwo kłopotów, dziewczyno! - Zaśmiał się. Zawtórowałam mu i westchnęłam.
- Najwyżej zakopię się gdzieś pod ziemią, albo zabunkruję w domu. - wzruszyłam ramionami po raz kolejny i zrobiłam głupkowatą minę.
- Chyba żartujesz!? - Popatrzył na mnie zdziwiony. - Jesteś zbyt ładna, żeby cię gdziekolwiek zamykać, bądź zakopywać.
- Ale wiesz, skoro możesz mieć przeze mnie mnóstwo kłopotów..  chyba nie powinniśmy się spotykać.- zerknęłam na niego, zagryzając wargę. Chciałam się z nim troszkę podroczyć.
- Hej, Sue, żartowałem. - Powiedział pośpiesznie widząc moją minę. - Naprawdę. - Dodał. - Nawet jeżeli wpadnę w jakieś tarapaty, to tylko i wyłącznie z własnej winy. - uśmiechnął się blado, nie odrywając ode mnie wzroku. - Dopiero co chciałaś być moją dziewczyną, a teraz nie chcesz się ze mną spotykać? - uniósł brew, robiąc przy tym obrażoną minę.
- Kiedy tak powiedziałam? - parsknęłam, odchylając głowę lekko do tyłu i zrobiłam z ust dzióbek.
- Ty. - Powiedział stając blisko mnie, tak blisko, że dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów. - Przyznaj, że chciałabyś być moją dziewczyną.
Nachyliłam się w jego stronę i szepnęłam.
- Może... - wygięłam wargi w szyderczym uśmiechu, a chłopak westchnął zrezygnowany.
- A co jeśli ja chciałbym, żebyś była moją dziewczyną? - Zapytał pochylając się nade mną jeszcze bardziej i patrząc w moje oczy. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. To coś znaczyło, czy mówił tak pod wpływem chwili? A może to alkohol w jego krwi tak podziałał? Nie chciałam robić sobie nadziei na coś więcej, ale wiedziałam, że to będzie ciężkie. Uśmiechnęłam się czule.
- A co jeśli, gdybym powiedziała, że chcę być twoją dziewczyną? - uniosłam jedną brew i po raz kolejny przygryzłam wargę.
- Odpowiedz, czy chcesz. - Nalegał.
 Ten uśmiech mówił wiele i chłopak powinien domyślać się mojej odpowiedzi, jednak chyba wolał usłyszeć to ode mnie.
 Nachylił się nade mną, swoimi ustami prawie dotykając moich ust.
Co miałam mu powiedzieć? Od razu rzucić się mu na szyję? Nie. Sięgnęłam po jego rękę i po raz kolejny tego wieczoru pociągnęłam chłopaka za sobą. Przeczesałam wolną ręką swoje brązowe loki i zerknęłam na niego kątem oka.
- Nie takiej odpowiedzi się spodziewałeś, co?
- Jeszcze nie dałaś mi żadnej odpowiedzi. - Uśmiechnął się, spoglądając na mnie. Kiwnęłam głową. Właściwie miał racje, jeszcze nie wyjawiłam mu swojego zdania na ten temat i jak na razie nie miałam zamiaru tego robić.
- Powiedz mi coś o sobie... - powiedziałam, nie patrząc na chłopaka. Wiedziałam o nim dużo, wszystko to, co pokazywał mediom, ale w rzeczywistości na pewno był innym człowiekiem.
- Chyba nie chcesz o tym słuchać. - Zaśmiał się przypominając sobie sytuacje w barze, gdy uciekli przed zazdrosnym spojrzenie fanek.  - Lepiej powiedz coś o sobie. - Wlepił  we mnie spojrzenie.
Westchnęłam. - Moje życie jest zupełnie inne niż twoje. Mam jedną przyjaciółkę. Rysuję, fotografuję, ale nie jestem w tym dobra, po prostu lubię.
- Na pewno przesadzasz. - Mruknął. - Założę się, że jesteś w tym świetna.
- Jeśli będziesz chciał, kiedyś pokażę ci moje zdjęcia. - uśmiechnęłam się wesoło.
 - Bardzo chętnie. - Uśmiechnął się szeroko. Zerknęłam przed siebie. Byliśmy już blisko celu, a jeszcze nie chciałam się z nim rozstawać. Bałam się, że to będzie nasz jedyne spotkanie. Aby zabić ciszę, jaka pomiędzy nami zapanowała, odkaszlnęłam i zapytałam.
- Fajnie jest być sławnym? - kiedyś, jako mała dziewczynka, marzyłam, aby być w takiej sytuacji jak on, ale teraz dostrzegałam wiele minusów sławy.
- Czy fajnie jest być sławnym...? - Powtórzył, przeczesując brązowe włosy. Wzruszył ramionami. - Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. - Przyznał szczerze. - A co, jesteś zazdrosna o moje fanki? - Zapytał parskając śmiechem.
Zmarszczyłam czoło i przybrałam całkiem poważny wyraz twarzy. - Owszem, jestem. - długo nie wytrzymałam i cicho się zaśmiałam. Znów zapanowała pomiędzy nami niezręczna cisza, ale nie przeszkadzała mi ona tak jak na początku. Dobrze czułam się w jego towarzystwie i miałam nadzieje, że nasza znajomość tak się nie zakończy.
- Kiedyś pokażę ci moje ulubione miejsce w Londynie. - Powiedział przenosząc wzrok na mnie.
Uśmiechnęłam się słysząc jego słowa. Mimo, że mieszkałam tu już od jakiegoś czasu, nigdy nie udało mi się zwiedzić wszystkich zakamarków tego wielkiego miasta, jakim jest Londyn. Byłam bardzo chętna na taką wycieczkę, a poza tym oznaczało to kolejne spotkanie z Louisem.
- Tak się składa, że szukam przewodnika. - mrugnęłam do niego z wesołym uśmiechem.
- Nie mogłaś trafić lepiej. - Zaśmiał się puszczając mi perskie oko. - Właśnie stoi przed tobą najlepszy przewodnik w Londynie.
- To chyba kolejna twoja zaleta. - zerknęłam na niego z cwaniackim uśmiechem.
- Mam całe mnóstwo zalet. - Poruszył brwiami uśmiechając się szeroko. - Ale będziesz poznawała je stopniowo. Nie chce się zdradzić na samym początku.
Skinęłam głową i skręciłam razem z Louisem w uliczkę, na której stały jedynie domki jednorodzinne. Ostatni był mój. Specjalnie szłam wolno, tak, aby być jak najdłużej z Louisem, ale bardziej się nie dało. Zatrzymaliśmy się w końcu przed niewielkim, żółtym domkiem otoczonym drewnianym ogrodzeniem.
Uśmiechnął się i spoglądając mi w oczy przejechał palcem po moim zaróżowionym policzku.
 - Dobrej nocy, Susane. - Powiedział cicho, ale nie ruszył się z miejsca. Kiedy chciałam się już nad nim nachylić i odpowiedzieć na pytanie zadane przez niego wcześniej, dosłyszałam dochodzący z boku pisk dziewczyn, które zaraz wtargnęły pomiędzy nas i zaczęły wypytywać Louisa o przeróżne rzeczy. Prosiły o zdjęcia i autografy. Odeszłam na bok i oparłam się o ogrodzenie, spokojnie czekając, aż dziewczyny odejdą.
Porozmawiał jeszcze chwilę z dziewczynami, ale przez cały czas pilnował mnie wzrokiem.
 Pożegnał się grzecznie, życzył dobrej nocy i powolnym krokiem podszedł w moim kierunku
 - Przepraszam.. - szepnął, zbliżając się jeszcze o krok. Wygięłam wargi w uśmiech.
- Chyba przydałby ci się ochroniarz. - zaśmiałam się cicho i ziewnęłam, zakrywając usta dłonią. Byłam już naprawdę zmęczona, chociaż starałam się tego nie pokazywać.
- Jak widzisz świetnie radzę sobie bez ochroniarza. - pokiwałam głową z ironicznym uśmiechem i nachyliłam się w jego kierunku. Moje wargi znalazły się niebezpiecznie blisko warg Louisa, jednak szybko przeniosłam je do jego ucha.
- I odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie, tak, chciałabym być twoją dziewczyną. - szepnęłam. Musnęłam jego policzek na pożegnanie i z zadowolonym uśmiechem zniknęłam we wnętrzu domu.
Chciał mnie zawołać, ale kiedy na powrót odzyskał władzę nad swoim ciałem  już dawno zniknęłam we wnętrzu domu. Podniósł wzrok kiedy światło w jednym z okien się zapaliło i ujrzał tam mnie. Odmachał ,i z uśmiechem. Kroki skierował w stronę swojego domu nucąc pod nosem jakąś piosenkę.
Sama szybko poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i wsunęłam się do cieplutkiego łóżeczka.
Chłopak wszedł do domu zapalając światło. Automatycznie powiesił kurtkę na wieszaku, która standardowo z niego spadła. Nawet jej nie podniósł.
 Od razu wszedł do łazienki, sądząc, że prysznic pomoże mu uspokoić emocje.
Z jeszcze mokrymi włosami wszedł pod kołdrę nagle zdając sobie z czegoś sprawę: przecież nie ma jej numeru!
 - Tomlinson jesteś straszną ciamajdą. - Powiedział do siebie. Wiedział tylko gdzie mieszkała; miał nadzieję, że trafi tam jutro rano.


Macie od razu pierwszy rozdział. Mam nadzieje, że was nie zanudziłam. :P



Krótki wstęp.

Może niektórzy z was będą kojarzyć mnie z bloga "dreams come true", którego opuściłam ze względu na brak pomysłów. Tym razem na pewno mi ich nie braknie. Oczywiście będzie tu opowiadanie. Tak jak pisałam wcześniej na poprzednim blogu, nie jestem profesjonalistką, robię to dla przyjemności. Mam nadzieje, że wam się spodoba.


POCZĄTEK

Susane to zwyczajna dziewczyna, chodząca do ostatniej klasy szkoły średniej w Londynie. Jest niezbyt wysoką  brunetką, o niebieskich oczach. Ma osiemnaście lat, mieszka bez rodziców, ale zupełnie z tego nie korzysta. W szkole nie ma zbyt wielu znajomych. Przyjaźni się z Rose, a razem z nimi trzyma się Lilly - ich dobra koleżanka.
Żywot tych dziewczyn nie jest ciekawy. Monotonia wkrada się w ich codzienne życie. Spotykają się zawsze po szkole, odrabiają zadania domowe, mając przy tym ogrom śmiechu, a potem Suse wysłuchuje wykładu na temat piątki chłopaków z zespołu, którzy zawładnęli sercem jej najlepszej przyjaciółki. Susanne w końcu sama zaraża się miłością do Liama, Zayna, Louisa, Nialla i Harry'ego, jednak nie wielbi ich tak bardzo jak Rose, do czasu, gdy pewnego piątkowego wieczoru, po kłótni ze swoją przyjaciółką, wybiera się do baru w centrum miasta.